sobota, 20 grudnia 2014

Sposoby na życie, czyli "Taniec albatrosa" w Teatrze Współczesnym

Sztuka Géralda Sibleyrasa to opowieść o zagubionych pięćdziesięciolatkach, którzy uciekają przed kryzysem wieku średniego. 

Spektakl "Taniec albatrosa" w reżyserii Macieja Englerta to komedia bulwarowa, opowiadająca historię trójki przyjaciół, którzy próbują poradzić sobie z kryzysem wieku średniego na różne sposoby. Thierry (Andrzej Zieliński) - zoolog, zajmujący się gatunkami na wymarciu, ma 22-letnią dziewczynę Judytę (Sylwia Boroń), Françoise (Agnieszka Pilaszewska), jego siostra, planuje rozwieść się z mężem, który ją zdradził, zaś Gilles (Leon Charewicz) postawił na miłość platoniczną.




Cała czwórka zamierza spędzić wspólnie weekend w nowym domy Thierry'ego. Jednak weekend okaże się pełen komplikacji i perypetii sercowych. Co z tego wyniknie? I jak wygląda ów taniec albatrosa? Tego nie zdradzę, to trzeba zobaczyć.

Jeśli chodzi o grę aktorską, to na największe brawa zasłużył Andrzej Zieliński. Po raz kolejny pokazał, że potrafi wcielić się w każdą rolę - życiowego nieudacznika (w sztuce "Najdroższy"), scenarzystę filmowego (w sztuce "Księżyc i magnolie"), Klaudiusza, króla duńskiego (w sztuce "Hamlet"). Tym razem doskonale odegrał 50-letniego zoologa, który spotyka się o 30 lat młodszą dziewczyną. A taniec albatrosa w jego wykonaniu, to istny majstersztyk.


Bardzo podobali mi się także Leon Charewicz jako Gilles, stary kawaler kochający platonicznie koleżankę z pracy, notabene atrakcyjną, w dodatku czytający poradniki o tym, jak zachować młodość oraz Agnieszka Pilaszewska jako Françoise, kobieta po przejściach, która jak sama mówi czasem jest buntowniczką i chce zacząć od nowa, żyć pełnią życia. 

Świetnie poradziła sobie także Sylwia Boroń, aktorka młodego pokolenia, która wcieliła się w Judytę, studentkę piszącą książeczki do kąpieli dla niemowląt. Dziewczyna lubi stare domy, meble i... ludzi, skoro umawia się z mężczyzną o 30 lat starszym od siebie.

Warto także wspomnieć o pomysłowej scenografii Macieja Stajewskiego - stary dom, stół, kilka krzeseł oraz drzewo. W tle niebo, zrobione z niebieskawego płótna. Podobały mi się także kostiumy Anny Englert, które świetnie wpasowały się w klimat sztuki.



Walorem "Tańca albatrosa" są zabawne dialogi, dobrze wykreowane postaci oraz sytuacje, które są bliskie większości osób. Wszystko to sprawia, że tematyka jest nam dziwnie znajoma, a my śmiejemy się z samych siebie. Polecam ten spektakl każdemu bez wyjątku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz