piątek, 3 kwietnia 2015

Negocjacje ze śmiercią – "Ludzie i anioły" w Teatrze Współczesnym

Niebanalna historia, nagłe zwroty akcji i niespodziewane zakończenie - tego można spodziewać się po sztuce Wiktora Szenderowicza. 

Spektakl "Ludzie i anioły" w reżyserii Wojciecha Adamczyka to tragikomedia opowiadająca o człowieku, który znalazł się w ekstremalnej sytuacji. W nocy do mieszkania moskiewskiego biznesmena Iwana Paszkina (Sławomir Orzechowski) przybywa niezapowiedziany gość, który okazuje się wysłannikiem z zaświatów. 


Niejaki Stroncyłow (Andrzej Zieliński) zna niechlubne szczegóły z życia gospodarza, a celem jego wizyty jest wyprawienie Paszkina na tamten świat. Jednak biznesmen nie chce rozstawać się z życiem i użyje wszelkich możliwych sposobów, by ocalić skórę. Jest gotowy na każdy układ, byle tylko odwlec nieuniknione. Ale czy można negocjować ze śmiercią?

Trzeba przyznać, że Wiktor Szenderowicz miał ciekawy pomysł na sztukę, w której pokazany został absurd ludzkiej egzystencji. Ten znany rosyjski satyryk okazał się świetnym obserwatorem, dlatego doskonale pokazał moralną kondycję Rosjan oraz ich ojczyzny, która znalazła się na dnie z powodu źle sprawowanej władzy.


Dużym walorem tego spektaklu są nagłe zwroty akcji, które zmieniają perspektywę o 180 stopni. Nic nie jest takie, jakie wydaje się na początku. Sztuka jest zabawna i dobrze skonstruowana. 

Jeśli chodzi o grę aktorską, to na największe brawa zasłużyli Andrzej Zieliński jako upadły anioł, który popadł w niełaskę i chce się zrehabilitować oraz Sławomir Orzechowski jako Iwan Paszkin, zwykły człowiek z wieloma grzechami na sumieniu, który staje przed groźbą śmierci i szuka sposobu, by się uratować. Byli mistrzowscy w sztuce konwersacji, przez cały spektakl nie schodzili ze sceny (oczywiście oprócz przerwy).



Podobały mi się także epizodyczne role - Janusza R. Nowickiego jako mrocznego Likwidatora, który przychodzi po ludzi i zabiera ich na tamten świat oraz Charewicz, który wcielił się w lekarz z pogotowia.

Warto wspomnieć także o scenografii Marcina Stajewskiego - okazałe mieszkanie rosyjskiego biznesmena, m.in. z dużym łóżkiem, stołem i komodą oraz kostiumach Anny Englert - m.in. eleganckim stroju anioła (ciemny garnitur, biała koszula i krawat), domowym stroju biznesmena (spodnie, koszula i klapki), fartuchu lekarskim czy pelerynie z kapturem wysłannika śmierci.



Sztuka pod warstwą dobrego humoru skłania do refleksji na temat życia i śmierci. Polecam ten spektakl każdemu bez wyjątku – na pewno będzie to udany wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz