środa, 25 lutego 2015

"Tato" na 35. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych

W ramach WST stołeczna publiczność mogła zobaczyć dramat Artura Pałygi grany na co dzień w Teatrze Bagatela w Krakowie.

Spektakl "Tato" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej pokazuje skomplikowane relacje ojca z synem. Głównym bohaterem i zarazem narratorem jest Franio (Adam Szarek), który nad grobem ojca (Marcel Wiercichowski) rozlicza się z dzieciństwem. Wylewa swoje żale i wytyka błędy swojego ojca, który nie potrafił kochać bez ranienia najbliższych. Miał wygórowane ambicje i oczekiwania wobec swoich dzieci i żony.

Marcel Wiercichowski (Ojciec), Adam Szarek (Franio)Fot. Piotr Kubic, Teatr Bagatela

Franio rozpoczyna swoją opowieść od mocnych słów pod adresem ojców, wyczuwa się w nich rozgoryczenie: Nie lubimy ojców. Dlatego ich nie ma. Dlatego samotne matki harują dzień i noc na kasach, świątek, piątek. Dzieciaki wychowują babcie. Kobiety, w przeczuciu tego, co je czeka, unikają dzieci. (...) Nie ma żadnych ojców. Nikt nie tęskni. Samotnym matkom przydałby się po prostu jakaś służba albo instytucja, która, nie powodując wyrzutów sumienia, sumiennie zajęłaby się domem i wychowaniem dzieci pod ich nieobecność.

Inspiracją do napisania tego dramatu były "Listy do ojca" Franza Kafki. Jak wiadomo, ojciec pisarza nie był zbyt wylewny, wciąż go krytykował, przez co nie mieli dobrych stosunków. Jak wyglądało ich życie, mogłam przekonać się podczas spektaklu "Kafka tańczy" w reżyserii Lecha Mackiewicza.

Artur Pałyga nie opowiada losów Franza Kafki, jego historia staje się jedynie punktem wyjścia do rozważań na temat dysfunkcyjnej rodziny. To opowieść o ojcostwie, które niszczy najbliższych, o buncie przeciwko ojcu oraz tęsknocie za nim.

Jeśli chodzi o grę aktorską, to największe brawa należą się Marcelowi Wiercichowskiemu, który wcielił się w apodyktycznego Ojca. Trzeba przyznać, że był bardzo przekonujący w roli pana domu, który chce, by było jak być powinno, by jego najbliżsi byli szczęśliwi, jednak robił wszystko na opak. Tak naprawdę był potworem, domowym terrorystą, który znęcał się fizyczne i psychiczne nad rodziną, miał złe podejście do dzieci (opowiadał podczas karmienia makabryczne bajki o zajączku i straszył nimi synka albo kazał jeść nago swoim dzieciom, by się nie pobrudziły), nie szanował żony, uważał ją za kogoś gorszego.

Marcel Wiercichowski (Ojciec)
Fot. Piotr Kubic, Teatr Bagatela
Bardzo podobali mi się także Ewelina Starejki w roli Mamusi, która początkowo nie radzi sobie z macierzyństwem, w dodatku nie ma łatwego życia z mężem tyranem, gdyż nie potrafi mu się przeciwstawić oraz Adam Szarek jako Franio, syn, który nie potrafi pogodzić się z sytuacją panującą w domu. Świetnie pokazał zachowanie ofiary kochającej i nienawidzącej swojego oprawcę. Sceny, w których udawał niemowlaka były dopracowane, a jednocześnie zabawne (szczególnie jedzenie kaszki).

Adam Szarek (Franio)
Fot. Piotr Kubic, Teatr Bagatela

Dużym walorem spektaklu jest muzyka na żywo wykonywana przez orkiestrę złożoną z aktorów występujących w spektaklu: Adama Szarka (kontrabas), Marcela Wiercichowskiego (wiolonczela), Wojciecha Leonowicza (skrzypce, trąbka, gitara, banjo), Przemysława Brannego (akordeon, pianino), Patryka Kośnickiego (perkusja, cajon, przeszkadzajki) i Tomasza Lipińskiego (banjo, gitara, przeszkadzajki).

Orkiestra
Fot. Piotr Kubic, Teatr Bagatela

Krótkie wstawki muzyczne stały się doskonałym komentarzem do akcji rozgrywającej się na scenie. Najbardziej podobały mi się trzy piosenki - w wykonaniu Eweliny Starejki. Pierwszą z nich była "Odrobinę szczęścia w miłości" Toli Mankiewiczówny. Odrobinę szczęścia w miłości. Odrobinę serca czyjegoś. Jedną małą chwilę radości. Przy boku kochanego. Stanąć z nim na ślubnym kobiercu. Nawet łzami zalać się. Potem stanąć sercem przy sercu. I usłyszeć: "Kocham cię".

Drugą był utwór "Miłość ci wszystko wybaczy" Hanki Ordonówny. Miłość Ci wszystko wybaczy. Smutek zamieni Ci w śmiech. Miłość tak pięknie tłumaczy: zdradę i kłamstwo i grzech. Choćbyś ją przeklął w rozpaczy, że jest okrutna i zła. Miłość Ci wszystko wybaczy. Bo miłość, mój miły, to ja.

Ewelina Starejki (Mamusia), Przemysław Branny (Pan z telewizora)
Fot. Piotr Kubic, Teatr Bagatela

Kolejną piosenką była "Pamelo żegnaj!" zaśpiewana w duecie przez Ewelinę Starejki i Przemysława Brannego. Niebo skąpi suchej ziemi kropli deszczu. Niebo skąpi szczęścia biednym tak, jak my. Ukochany, to jest nasz ostatni wieczór. Odejdziemy, kiedy błyśnie siwy świt.

Warto wspomnieć także o pomysłowej scenografii Dominiki Skazy - ruchoma scena, pokazująca 4 pomieszczenia w przekroju - pokój dziecięcy, kuchnię, salon, sypialnię rodziców. Podobały mi się także kostiumy - mundury wojskowe, typowe ubrania gospodyni domowej oraz pana domu - m.in. biały podkoszulek.

Spektakl ten skłania do refleksji na temat relacji rodzinnych, szczególnie na linii ojciec-syn. Polecam go każdemu bez wyjątku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz