środa, 15 marca 2017

Piosenki Młynarskiego, czyli "Róbmy swoje" w Teatrze Ateneum

Spektakl Wojciecha Borkowskiego prezentuje bardziej i mniej znane utwory Wojciecha Młynarskiego. Jest to wieczór piosenek Mistrza w nowych aranżacjach.

"Róbmy swoje" w reżyserii Wojciecha Borkowskiego to spektakl muzyczny, na który składa się około 30 piosenek Wojciecha Młynarskiego. Utwory pochodzą z różnych okresów i były śpiewane nie tylko przez Młynarskiego.

Julia Konarska, Katarzyna Ucherska, Olga Sarzyńska, Sebastian Jasnoch, Tomasz Schuchardt
Fot. Bartek Warzecha, Teatr Ateneum

Okazuje się, że ten słynny autor piosenek ma dwa oblicza - liryczne i publicystyczne. Z jednej strony jest poetą zakochanym w drobiazgach życia codziennego. Zaś z drugiej - jest przenikliwym komentatorem wszechobecnego kłamstwa. Zarówno jedne, jak i drugie warto znać, ponieważ skłaniają do refleksji.

Tytuł spektaklu nawiązuje do jednej z piosenek Mistrza, bo niezależnie od tego, w jakich czasach żyjemy, dobrych czy złych, warto się tego trzymać. Podczas spektaklu można usłyszeć znane piosenki, m.in. "Jeszcze w zielone gramy", "Ja się nie przyzwyczaję", "Róbmy swoje", "Przyjdzie walec i wyrówna", jak i te mniej popularne, m.in. "Wy wójta się nie bójta", "Na ślubie u Śnieżki z Królewiczem", "Zeszyt z pierwszej klasy".

Utwory Młynarskiego śpiewają Julia Konarska, Olga Sarzyńska, Katarzyna Ucherska, Krzysztof Gosztyła, Sebastian Jasnoch i Tomasz Schuchardt. Towarzyszy im Piotr Fronczewski, który fenomenalnie recytuje piosenkę "Nie wycofuj się".

Piotr Fronczewski.
Fot. Bartek Warzecha, Teatr Ateneum

Dużym walorem spektaklu jest muzyka grana na żywo przez zespół w składzie: Tomasz Bajerski/Wojciech Borkowski (fortepian), Paweł Stankiewicz/Mateusz Szemraj (gitara), Maciej Szczyciński/Maciej Matysiak (bas), Piotr Maślanka/Szymon Linette (perkusja).

Muszę przyznać, że artyści Teatru Ateneum stanęli na wysokości zadania, choć wcale nie było to takie proste. Nie próbowali naśladować Młynarskiego, lecz wnieśli coś od siebie. Jedne utwory interpretowali bardziej aktorsko, inne - bardziej lirycznie. Kilka wykonań szczególnie zapadło mi w pamięć.

Najbardziej spodobała mi się piosenka "Lubię wrony" w wykonaniu Katarzyny Ucherskiej. W berżeretkach, balladach, canzonach. Bardzo rzadko jest mowa o wronach. A ja mam taki gust wypaczony. Że lubię wrony... Los im dolę zgotował nieletką. Cienką gałąź i marne poletko. Czarne toto i w ziemi się dłubie. A ja je lubię...

Katarzyna Ucherska.
Fot. Bartek Warzecha, Teatr Ateneum

Świetna była także piosenka "Ja się nie przyzwyczaję" w wykonaniu wszystkich artystów. Do szeptu, gdzie potrzebny krzyk. Prostactwa, gdzie potrzebny szyk. Nadmiaru, gdzie wystarczy łyk - ja się nie przyzwyczaję... Do chamstwa, gdzie potrzebny wdzięk. Czelności, gdzie potrzebny lęk. Do ciszy, gdzie potrzebny jęk - ja się nie przyzwyczaję...

Zabawnie było podczas piosenki "Nuty" w wykonaniu wszystkich artystów, którzy jeździli na rowerach. Nuty wolą tańczyć solo. Ale wiedzą do re mi fa sol la si. Że to pachnie samowolą. I że chór najlepiej brzmi.

"Róbmy swoje".
Fot. Bartek Warzecha, Teatr Ateneum

Znakomita była piosenka "Moje ulubione drzewo" w wykonaniu Krzysztofa Gosztyły. Moje ulubione drzewo - Leszczyna, leszczyna. Jak ją za mocno przygiąć w lewo - To w prawo się odgina. A jak za mocno przygiąć ją w prawo - To w lewo bije z wprawą. A stara sosna szumi radosna: Brawo, brawo! Upór, co mi z oczu błyska - Leszczyny dziedzictwo! Jak mnie do ziemi los przyciska, ona mi szepcze: - Nic to! A jak prostuję się, wtedy ona - Powtarza mi: - Tak trzymaj! Moje drzewo ulubione - Leszczyna, leszczyna...

"Róbmy swoje".
Fot. Bartek Warzecha, Teatr Ateneum

Podobała mi się także piosenka "Jeszcze w zielone gramy" w wykonaniu wszystkich artystów. Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy. Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany. Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną. Jeszcze zimowe śmiecie na ogniskach wiosny spłoną. Jeszcze w zielone gramy, jeszcze wzrok nam się pali. Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali. My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie. Jeszcze nie, długo nie.

Warto również wspomnieć o bardzo pomysłowej scenografii Marcina Stajewskiego - peron metra, z ławeczką i wyświetlaczem, na którym zamiast nazw stacji wyświetlane były tytuły piosenek, a także o różnorodnych kostiumach Anny Englert - m.in. elegancka bluzka, przyciasna marynarka i trampki, bawełniana koszula, sportowy strój, płaszcz.

Polecam ten spektakl każdemu bez wyjątku, a szczególnie wielbicielom piosenek Wojciecha Młynarskiego, które są ponadczasowe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz