Sztuka Pawła Paszty przenosi widzów do przedwojennej Warszawy za sprawą mało znanych tekstów Janusza Korczaka oraz warszawskich szlagierów.
"Koszałki opałki" w reżyserii Pawła Paszty to muzyczny i humorystyczny spektakl oparty na felietonach młodego Janusza Korczaka. Twórca ten kojarzy się głównie z utworami dla dzieci. Jednak mało kto wie, że w młodości pisał felietony, które publikował w satyrycznych "Kolcach" z przełomu XIX i XX wieku.
Sztukę otwiera przejmujący wiersz o ptaszniku (hodowcy ptaków), który recytuje Ewa Greś. Jest on klamrą spajającą całe przedstawienie. Bogacz to był nad bogacze. Najrzadsze miał ptaki obok pospolitych leśnych śpiewaków. Aż ogłuszał cię śpiew, szczebiot i świergot. Aż oślepiało cię bogactwo barw skrzydlatej rzeszy pieśniarzy. Chór niemilknący, ruchliwy, wesoły, żywy. (...) Szczęśliwy ptasznik. Szczęśliwy, bo posiadał. Szczęśliwy, bo nie wiedział, że mu jeńcy-śpiewaki, jeńcy-skrzydlacze mrzeć poczną. I zamarł pierwszy nie pomnę - który. Zamilkł jeden głos chóry, zwisły skrzydełka, opuściła się główka pierzasta, wyprostowały na piasku sztywne nóżki małego więźnia klatki ptasznika. I potem drugi i trzeci, i czwarty.
Poznajemy czterech bohaterów, którzy opowiadają zabawne historie o starej Warszawie i poszukują duszy tego miasta. Wśród nich jest przedwojenne małżeństwo; właściciel lombardu, który prowadzi interesy niczym lichwiarz czy praski złodziejaszek, który wyłudza zegarki czy sąsiadki-plotkarki. Atmosfera jest niezwykła, potęgowana przez przyciemnione światło.
Podczas spektaklu można także usłyszeć przedwojenne piosenki m.in. "Chodź na Pragę" w wykonaniu Konrada Darochy i Michała Żeruchy, "Ach witaj, Warszawo" w wykonaniu Ewy Greś, Ernesty Winnickiej, Konrada Darochy i Michała Żeruchy oraz "Bo najpiękniejsze są dziewczęta z Woli" w wykonaniu Michała Żeruchy. Całości dopełnia muzyka na żywo - na pianinie gra Teresa Wrońska.
Jeśli chodzi o warstwę artystyczną, to wszyscy aktorzy byli świetni - Ewa Greś, Ernesta Winnicka, Konrad Darocha i Michał Żerucha. Bardzo sprawnie wcielali się w kolejne, jakże zróżnicowane, role i byli niezwykle przekonujący. Bez względu na to, czy byli plotkującymi sąsiadkami, kelnerem, z którego wyśmiewają się goście, praskim złodziejem czy wolskimi dziewczętami, które są najpiękniejsze.
Warto wspomnieć także o skromnej scenografii, która nie rozprasza widzów. Składają się na nią ławka, kilka krzeseł, które są przestawiane i mikrofony. Dużą rolę odgrywa także światło, które ma różną barwę i natężenie, w zależności od potrzeby.
Był to bardzo udany, kameralny wieczór przepełniony atmosferą dawnej Warszawy. Trzeba przyznać, że Janusz Korczak miał niezwykłe poczucie humoru. Scenki na podstawie jego felietonów na przemian skłaniały do refleksji i wzbudzały śmiech na widowni złożonej z młodzieży i osób dorosłych. Dlatego polecam ten spektakl każdemu bez wyjątku. Każdy odnajdzie w nim coś innego.
"Koszałki opałki" w reżyserii Pawła Paszty to muzyczny i humorystyczny spektakl oparty na felietonach młodego Janusza Korczaka. Twórca ten kojarzy się głównie z utworami dla dzieci. Jednak mało kto wie, że w młodości pisał felietony, które publikował w satyrycznych "Kolcach" z przełomu XIX i XX wieku.
Sztukę otwiera przejmujący wiersz o ptaszniku (hodowcy ptaków), który recytuje Ewa Greś. Jest on klamrą spajającą całe przedstawienie. Bogacz to był nad bogacze. Najrzadsze miał ptaki obok pospolitych leśnych śpiewaków. Aż ogłuszał cię śpiew, szczebiot i świergot. Aż oślepiało cię bogactwo barw skrzydlatej rzeszy pieśniarzy. Chór niemilknący, ruchliwy, wesoły, żywy. (...) Szczęśliwy ptasznik. Szczęśliwy, bo posiadał. Szczęśliwy, bo nie wiedział, że mu jeńcy-śpiewaki, jeńcy-skrzydlacze mrzeć poczną. I zamarł pierwszy nie pomnę - który. Zamilkł jeden głos chóry, zwisły skrzydełka, opuściła się główka pierzasta, wyprostowały na piasku sztywne nóżki małego więźnia klatki ptasznika. I potem drugi i trzeci, i czwarty.
Poznajemy czterech bohaterów, którzy opowiadają zabawne historie o starej Warszawie i poszukują duszy tego miasta. Wśród nich jest przedwojenne małżeństwo; właściciel lombardu, który prowadzi interesy niczym lichwiarz czy praski złodziejaszek, który wyłudza zegarki czy sąsiadki-plotkarki. Atmosfera jest niezwykła, potęgowana przez przyciemnione światło.
Podczas spektaklu można także usłyszeć przedwojenne piosenki m.in. "Chodź na Pragę" w wykonaniu Konrada Darochy i Michała Żeruchy, "Ach witaj, Warszawo" w wykonaniu Ewy Greś, Ernesty Winnickiej, Konrada Darochy i Michała Żeruchy oraz "Bo najpiękniejsze są dziewczęta z Woli" w wykonaniu Michała Żeruchy. Całości dopełnia muzyka na żywo - na pianinie gra Teresa Wrońska.
Jeśli chodzi o warstwę artystyczną, to wszyscy aktorzy byli świetni - Ewa Greś, Ernesta Winnicka, Konrad Darocha i Michał Żerucha. Bardzo sprawnie wcielali się w kolejne, jakże zróżnicowane, role i byli niezwykle przekonujący. Bez względu na to, czy byli plotkującymi sąsiadkami, kelnerem, z którego wyśmiewają się goście, praskim złodziejem czy wolskimi dziewczętami, które są najpiękniejsze.
Warto wspomnieć także o skromnej scenografii, która nie rozprasza widzów. Składają się na nią ławka, kilka krzeseł, które są przestawiane i mikrofony. Dużą rolę odgrywa także światło, które ma różną barwę i natężenie, w zależności od potrzeby.
Był to bardzo udany, kameralny wieczór przepełniony atmosferą dawnej Warszawy. Trzeba przyznać, że Janusz Korczak miał niezwykłe poczucie humoru. Scenki na podstawie jego felietonów na przemian skłaniały do refleksji i wzbudzały śmiech na widowni złożonej z młodzieży i osób dorosłych. Dlatego polecam ten spektakl każdemu bez wyjątku. Każdy odnajdzie w nim coś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz