poniedziałek, 7 stycznia 2019

Jak łatwo stracić głowę, czyli "Bal manekinów" w Och-Teatrze

Sceniczna groteska Brunona Jasieńskiego pokazuje skorumpowany świat polityki, w którym rządzą pieniądze i korupcja.

"Bal manekinów" w reżyserii Jerzego Stuhra to adaptacja teatralna groteski Brunona Jasińskiego, która jest wciąż aktualna. Głównym bohaterem jest Manekin 41, którzy marzy o wolności i zakosztowaniu życia. Podczas jednej jedynej nocy w roku, w środku karnawału, wraz z innymi manekinami może tańczyć na balu. Zawsze odbywa się to w jednym z domów mody w Paryżu, bo tam słychać muzykę dobiegającą z balu karnawałowego ludzi.


Manekiny, zbiegłe z różnych domów mody, bawią się w najlepsze, gdy w pewnej chwili zjawia się człowiek, poseł Ribandel (Maciej Stuhr). I choć jest kompletnie pijany, manekiny boją się, że ich zdekonspiruje. Aby ich tajemnica się nie wydała, postanawiają go zabić. Po dokonaniu egzekucji Manekin 41 wkłada głowę intruza i przebiera się w jego eleganckie ubrania. Po czym postawia odwiedzić wymarzony, ale do tej pory nieosiągalny dla manekinów, bal organizowany przez ludzi. Tylko czy o tym właśnie marzył, stać się jednym z nich?

Sztuka Brunona Jasieńskiego, który był współtwórcą polskiego futuryzmu, konfrontuje świat manekinów, który jest niewinny, szczery i niczym nieskażony, ze światem polityki, który jest pełen intryg, afer, korupcji oraz obrzydliwych gierek, bez których nikt nie utrzymałby się na powierzchni. Spektakl jest połączeniem różnych stylów teatralnych, od farsy po groteskę. Opiera się na ruchu, tańcu i pantomimie.


Jeśli chodzi o grę aktorską, to genialny był Maciej Stuhr, człowiek, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie, a potem Manekin 41, który chciał spełnić swoje marzenie o byciu człowiekiem, ale nie potrafił odnaleźć się w tym świecie. I właśnie ta druga rola zapadnie mi w pamięci na dłużej. Świetnie naśladował potencjalne ruchy (niczym robot) i mowę manekina (mechaniczną i nienaturalną), był bardzo przekonujący. Jego zadziwienie światem było takie prawdziwe.


Bardzo podobali mi się również wszyscy młodzi aktorzy (absolwenci Wydziału Teatru Tańca PWST w Bytomiu, zamiejscowej filii Akademii Sztuk Teatralnych, których współpracowali z Jerzym Stuhrem podczas swojej pracy dyplomowej) w rolach manekinów, którzy świetnie zatańczyli do choreografii Niny Minor. Wyglądało to tak, jakby rzeczywiście tańczyły manekiny i sprawiało im to jednocześnie trudność i dużą przyjemność. Wreszcie mogły poczuć się wolne, a nie udawać zamrożonych w nienaturalnych pozach. Bo największą męką dla manekina jest stanie nieruchomo: Cóż to za rozkosz poruszać się... Czyż można wymyślić większą mękę niż ta, gdy się zmusza kogoś, aby jak kamień trwał nieruchomo...

Świetne były także Aleksandra Grącka w roli Solange Levasin, żony Levasina, właściciela fabryki samochodów, oraz Jacobina Blüm, jako Angelika Arnaux, córka właściciela fabryki samochodów. Panie rywalizowały ze sobą i uwodziły posła, a tak naprawdę manekina.


Warto wspomnieć także o scenografii - m.in. wnętrze domu mody w Paryżu w pierwszej części sztuki, sala balowa w drugiej części - oraz kostiumach, m.in. świecąca złotem, brokatowa marynarka niczym wypożyczona z cyrku, fraki i garnitury panów, eleganckie suknie pań, prochowce działaczy związkowych, a także człowiek bez głowy. Za oba te elementy odpowiada Juriana Jur, która stanęła na wysokości zadania.

Sztuka skłania do refleksji na temat świata ludzi, który został skonfrontowany ze światem manekinów. Powstaje pytanie, czy rzeczywiście jest on tak nieprzyjaznym miejscem. Polecam tę sztukę miłośnikom groteski, farsy oraz komedii, które skłaniają do myślenia.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz